Sleek i-Divine garden of eden PALETTE
Paletka absolutnie mnie urzekła. Kolorki są bardzo ładne. Oczaruje te z Was, które tak jak ja lubują się w brudnych, mieszankach fioletu z brązem. Druga linia kolorystyczna to zielenie, zarówno te jasne jak ciemniejsze. Standardowo mamy do wyboru błysk (w palecie wydają się mocno brokatowe, na powiece są perłowe, oj luuubię to), półmaty z nienachalnymi drobinami jak i całkowite maty do rozcierania.
Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam te folie z nazwami, kto je wymyśla np. gates of eden (serio?). Chociaż prawda jest taka, że zwykle wyrzucam je z pamięci już po krótkiej chwili :).
Zielenie będą musiały chwilkę poczekać, bo na pierwszy ogień poszły "przełamane" fiolety. Jako, że był piękny słoneczny dzień, a te kolorki z zależności od światła wydają się bardziej fioletowe lub bardziej brązowe, zrobiłam zdjęcia w pomieszczeniu, jak również na zewnątrz.
W pomieszczeniu:
Tak prezentuje się na słoneczku (od razu człowiekowi gęba się raduje, jak tylko kilka promieni wyjrzy zza chmurek ;D):
Lekka kreska od połowy oka podkreśla rzęsy ( w moim wypadku mocno wytuszowane). Całość moim zdaniem prezentuje się uroczo, idealna kompozycja na Walentynki lub nie :P.
Na usta nałożyłam farbkę również od Sleek'a. W tej malutkiej tubce czai się duuuży potencjał. Zależnie od ilości kosmetyku możemy stopniować intensywność kolory (mocny róż). Ja tylko delikatnie wklepałam palcem minimalną ilość produktu w celu lekkiego zaróżowienia. Ostatnio mocne usta jakoś mnie nie kręcą, chętnie stawiam na delikatniejsze kolorki.
Kolor na zdjęciu zarówno w tubce jak i na ustach jest trochę bardziej intensywny, aczkolwiek usta rzeczywiście są bardzo delikatnie, ładnie nabłyszczone jak balsamem. Kusi mnie troszkę, żeby w następnym makijażu nałożyć więcej tej farbki by wydobyć maksymalną moc. Z pewnością pokażę Wam efekt.
Zapewne duża część z Was woli mniej błyszczące cienie. Nic się nie bójcie, wystarczy mniej nałożyć i użyć dobrego pędzla do rozcierania, a efekt błyszczenia staje się bardziej subtelny aż do delikatnego połysku (sprawdzałam :D). Jak większość cieni z palet Sleek'a mogą się lekko osypywać, ale wystarczy strzepnąć pędzelek po nabraniu cienia i problem z głowy.
W wersji błyszczącej lub tylko z lekkim połyskiem UWIELBIAM. Z pewnością te cienie dołączą do moich ulubionych kolorków. Takie nie wiadomo co, a robi efekt. Polecam z czystym sumieniem.
Mam nadzieję, że post i makijaż Wam się spodobał i w jakiś sposób Wam się przyda. Co Wy myślicie o tej palecie, urzeka czy możecie przejść obojętnie? Może macie jakieś uwagi na jej temat? Pozdrawiam Was cieplutko,
Haha, zielona paletka, a tu nude swatch - tego się nie spodziewałam :) na tych Twoich oczętach to wszystko pięknie wygląda, ach :)
OdpowiedzUsuńDziękuję <3. Oj tam, na zielony przyjdzie jeszcze czas :P
Usuńkiedy zobaczyłam zapowiedź tej paletki, nie byłam specjalnie zainteresowana ze względu na te zielenie. ale potem zobaczyłam słocze w sieci i te brązy i fiolety totalnie mnie zauroczyły. niedawno paletkę kupiłam i od tego czasu bardzo ją męczę.obok vintage romance jest moją ulubienicą. i niespodzianka - zielone cienie też mi się dobrze nosi. nie gryzą się z moją tęczówką :)
OdpowiedzUsuńogromnie mi się podoba zaprezentowany przez Ciebie makijaż!
Dziękuję, szczerze to na zielone cały czas się tylko patrzę. Z uśmiechem i ciekawością, ale jakoś nie mam ostatnio nastroju na takie kolorki, a może to błąd? W końcu wiosna, to kiedy jak nie teraz ;) Brązy, róże etc z tej palety również używam prawie codziennie, pisząc też mam je na oczach :)
Usuń