sobota, 25 stycznia 2014

Po pierwsze: zrzucić nadbagaż!!! --> Relacja Panny Dżoanny cz.1

Tak jak już wcześniej pisałam na ten rok mam duuuuuże plany, a właściwie to ciężkie. Przez ostatnich kilka lat wyhodowałam na sobie niezły zapas dodatkowego obciążenia. Trochę przez głupotę, zamiłowanie do jedzenia, tryb pracy, jak również przez lenistwo.

 Nie mam zamiaru się tłumaczyć, jaki jest efekt widać, nie da się tego ukryć :/ Natomiast nie mam zamiaru udawać, że jest super i zadowala mnie obecny stan.  Ale, ale nie poddaje się i po raz kolejny wypowiadam wojnę tłuszczykowi!!!


Tym razem objęłam inną metodę. Do tej pory sama się odchudzałam i nie wyszło. No nie tak do końca, bo wyszło i to całkiem sympatycznie, ale na krótko. Niestety moja "dieta cud" polegała na wyłączaniu większości produktów. Próbowałam też diety białkowej - no i niestety, efekt baaaaardzo krótkotrwały. Do momentu kiedy nie zjadłam czegoś "normalnego" było dobrze, jak zaczynałam jeść z powrotem np. makaron, nawet w małych ilościach, niemalże czułam jak mój brzuch momentalnie puchnie. Nie, wbrew pozorom tego co pewnie teraz myślicie nie jestem typem fastfoodowym, zdarza mi się zjeść jakąś pizzę, frytki etc. nie częściej niż do 5 razy w roku. Moją zmorą jest czekolada, którą uwielbiam niestety i pory posiłków. Najczęściej jeden obfity i do tego po pracy jak wracam ciemną nocą ;/.

Nie chcąc powtarzać błędów z przeszłości, zrobić to raz i porządnie, a nie zrobić sobie krzywdy. Może wolniej, ale na długi czas, udałam się do poleconej mi dietetyczki, lekarza co ważne (przynajmniej dla mnie). Efekt jej pracy przy całkowitym zaangażowaniu pacjentki widziałam i szczerze zazdroszczę. Jak dla mnie cud, który już od dwóch lat się utrzymuje ---> wow!

Dwa tygodnie temu lekko zdenerwowana udałam się na pierwszą wizytę. Pierwsza myśl, o rany to takie krępujące, mam jej opowiadać o swojej zmorze, przyznać się, że nie dałam sobie sama rady etc. Ale tak z drugiej strony to lekarz dietetyk, każdego dnia spotyka się z takimi historiami jak moja. Raczej jej nie wzruszy.

Weszłam do gabinetu, wcześniej słyszałam, że to twarda babka, a tu taka miła niespodzianka. Kobietka uśmiechnięta od ucha do ucha :). Bardzo szybko zruszyła wszelkie lody miedzy nami, sprawiła, że czułam się bardzo komfortowo, mimo, że temat trochę krępujący. Zbadała, zmierzyła, obejrzała i... zadała mi pierwszą pracę do domu. Przez 5 dni musiałam notować każdy spożyty posiłek, a do tego zrobić stos badań.

Kurczę, powiem Wam, że przecież wiem co jem, natomiast jak zapisałam to na kartce z godzinami posiłków, przeżyłam szok. 10 h między jednym, a drugim posiłkiem. Zamiast śniadania pożywne 4 cukierki czekoladowe. Sama nie zwracałam na to uwagi...no i efekty mam. Wstyd mi było to pokazać, bo co z tego że obiad zjadłam zdrowy, nie jem pieczywa, ziemniaków, smażeniny z przyzwyczajenia, skoro zamiast reszty posiłków wolę raczyć się cukereczkiem. No dramat.

Po tygodniu wizyta nr 2, z wynikami i planem posiłków, podreptałam ze zwieszoną głową.Wnikliwie przestudiowała wyniki, znalazła kilka poważnych problemów, które uwzględniła przy wyborze rodzaju diety  (nie nie obrosłam cholesterolem, cukrem etc.) i krzyknęła START!

I faza na trzy tygodnie, później kontrola. Wyznaczyła mi cel do osiągnięcia, ostrzegła, że oczekuje żelaznej dyscypliny. Wszystko mam wyjaśnione i... od czterech dni jedziemy z tematem. I powiem Wam, że jest spoko. Jak na moje oko to strasznie dużo jem (no tak 5 posiłków), ale jest fajnie. Moim największym problemem jest rozplanowanie by ze wszystkimi zdążyć :).

To początek, ale postanowiłam opisać moje pierwsze doświadczenia u lekarza dietetyka, może któraś z Was się zastanawia? Może nie wiecie czy warto? Ja wiem, że warto i że, będzie ciężko momentami, ale to tak naprawdę w dużej mierze zależy tylko od mojej pracy nad sobą i zaangażowania. Jak to mówią i śpiewają: najtrudniejszy pierwszy krok, a on już za mną. Trzymajcie kciuki :)
PODPIS





2 komentarze :

  1. Asiu, mocno trzymam kciuki za powodzenie akcji! Sama coś wiem o nieudanym odchudzaniu, bo od porodu próbowałam zrzucić nadmiarowe kilogramy i nie udawało się. Fajnie mieć towarzystwo, może zapisz się na stronę vitalia.pl? chodzi mi tylko o tę część forumową, to podobno bardzo pomaga, dziewczyny wzajemnie się motywują i jakoś idzie powoli do przodu. Sama nie próbowałam, ale moje koleżanki bardzo zachwalały.
    U mnie właśnie towarzystwo przyniosło efekt – mój mąż postanowił zabrać się za swój brzuch i od dwóch miesięcy twardo się trzyma, a ja razem z nim. Wreszcie coś się ruszyło! Grunt to wzajemna motywacja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, trzymaj mocno :) próbuję przekonać domowników do wspólnej walki. Muszę koniecznie zajrzeć na to forum, też o nim słyszałam, tylko zawsze jakoś wydawało mi się, że jest to nierozerwalnie związane z tym programem odchudzania.
      Jaki nadmiar po ciąży? O mateńko, nic nie zauważyłam, ale skoro tak, to ja również trzymam mocno kciuki. Co tam brzuszek u męża skoro takie super prezenty robi :P
      Motywacja i wsparcie w momentach zwątpienia rulez!!! Buzial dla Maleńkiego.

      Usuń